Wcześniej pisałam o sprzedaży rękodzieła przez internet TU, później był post o moich jarmarkowych zmaganiach KLIK. Dzisiaj kolejna część cyklu i już chyba ostatnia. Jak to jest z tą sprzedażą w galeriach stacjonarnych.
Ten post powinien być pierwszy, bo to właśnie od tych galerii rozpoczęłam sprzedaż swoich prac.
Kiedy już wszyscy znajomi zostali obkupieni albo obdarowani rękodziełem postanowiłam pójść dalej. Spakowałam swoje prace ( wtedy to jeszcze była masa solna) i postanowiłam rozejrzeć się po mieście. Towarzyszyła mi wielka obawa, jak to się zapytać, a może moje prace się nie spodobają, może lepiej wcale ich nie pokazywać, dać sobie spokój itd., itp.
Z duszą na ramieniu weszłam do pierwszej galerii. Całe szczęście na drzwiach wisiała kartka, że poszukują rękodzielników. Pokazałam swoje prace, popatrzyli, ocenili, wycenili (cena niższa niż się spodziewałam) i przyjęli w komis. Miałam mieszane uczucia, ale dobrze, że się udało. Później już przynosiłam swoje prace decoupage. A jak ze sprzedażą? Mizernie. Czasami sprzedałam coś w miesiącu, czasami nic. Panie w galerii tylko narzekały, że nie ma klientów, nie ma sprzedaży, skutecznie zniechęcały do dalszej pracy.
Któregoś razu poszłam rozejrzeć się po galerii i przy okazji spytać czy coś się nie sprzedało. Akurat byli klienci więc miałam czas się porozglądać, więc się rozglądam, rozglądam, szuka swoich prac i jakoś nie widzę. Czyżby wszystkie się sprzedały? Szukam dalej w końcu je zobaczyłam, wciśnięte na najniższą półkę pod samą ścianę, zakurzone. Żeby klient mógł je zobaczyć to by musiał położyć się chyba na podłodze. I wyjaśniło się dlaczego nic się nie sprzedaje. Podziękowałam grzecznie za współpracę, rozliczyłam się z galerią i zabrałam moje biedne zakurzone dzieła.
Zniechęciłam się do takiej sprzedaży, ale postanowiłam jeszcze spróbować w Lublinie. Większe miasto, większe możliwości. Po paru odmowach jedna galeria zainteresowała się moimi pracami, oczywiście znowu przyjęła w komis. Tylko był jeden problem, ceny. Dlaczego nie jest wszystko po 5zł? Takich droższych to ludzie raczej nie kupią. Zostawiłam parę drobiazgów, ale po jakimś czasie również zrezygnowałam ze współpracy.
Teraz nie współpracuję z żadna galerią stacjonarną. Jak dla mnie to strata czasu, prace leżą i się tylko kurzą. Nikt nie postara się, żeby je wyeksponować, jakoś o nie zadbać. Chyba tylko mi zależało na ich sprzedaży.
I dlaczego nie są po 5 zł???
To tyle moich doświadczeń z takimi galeriami. Chętnie poczytam o Waszych przygodach, radach, doświadczeniach, piszcie:)
dobrze wiedzieć. Szkoda że tak Cie potraktowali. ja na razie założyłam konto na srebrnej agrafce ale nie ma zadnych odzewów. mało rzeczy tam mam bo głownie robie na zamówienie. ale mam nadzieje że coś sie ruszy ;) Tobie też życzę dużej sprzedaży :*
OdpowiedzUsuńNigdy nie probowalam w galeriach i raczej nie sprobuje, nie mam odwagi zeby wejsc i zapytac a poza tym musiala bym zdrobic to w wiekszym miescie bo u mnie nie ma takich miejsc. Sprzedaje w internecie ale marnie mi idzie. Wczesniej mialam przynajmniej prywatne zamowienia a teraz cisza. No coz na chama wciskac nie bede, szyje i ciesze sie z kazdej mojej pracy :-). Szkoda tylko ze sie kurza...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo i zapraszam na moje candy
Ja to nie mam żadnych doświadczeń Gosiu, dopiero się zbieram:-))))) Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńNiektórym udaje się w internetowych sklepach-Artillo i Dawanda.
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem,też mizernie,ale spróbować można.Powodzenia!
Ja miałam jedną przygodę z galerią i było tak jak mówisz. Moje prace były źle wyeksponowane i podejrzewam, że Pani która to sprzedawała nawet nie fatygowała się, żeby je pokazać. Poza tym to był sklep w kiepskim centrum handlowym w Szczecinie i na pewno to też miało swój wpływ. Plus był taki, że właścicielka (i sprzedawca w jednym) była bardzo miła i zostawiłam tam swoje rzeczy aż do końca...tzn do momentu aż zamknęła interes :) Miałam jeszcze przygodę z pewnym sklepem internetowym, w którym sprzedawano ubrania dla kobiet, ale spisanie tej historii pasuje raczej do posta a nie komentarza :) Najbardziej żałuję, że nie mam możliwości sama sprzedawać swoich prac w sklepie stacjonarnym. Pracuję w handlu trochę czasu i myślę, że szłoby całkiem nieźle. Wiem jak się czasem trzeba namęczyć, żeby coś sprzedać a w internecie to nie to samo :)
OdpowiedzUsuńTeż nie mam doświadczeń z galeriami stacjonarnymi, ale z tego, co tu piszecie wynika, że różowo nie jest... Zresztą, konkurencja jest teraz ogromna i wszędzie ciężko coś sprzedać, u mnie najlepiej wypadają pod tym względem kiermasze, no i indywidualne zamówienia od znajomych.
OdpowiedzUsuńJa także nie mam żadnego doświadczenia w tej materii, ponieważ jak na razie udaje się coś sprzedać w śród rodziny i znajomych, ale dziękuję Ci bardzo za opisanie tematu.To ważne, bo także myślałam o szerszej sprzedaży.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńu mnie galerie zdecydowanie odpadaja.I problemem nie jest moja cena tylko marża tejże galerii.Ja za ciężka pracę zarabiam w sumie jakies 5 zł a oni nakładając wszystkie swoje wymysły 25 zł??!! gdzie tu sprawiedliwość??I tak-ja sprzedaję im za 25 oni klientowi za 50 chcą-kto to kupi?Nie,nie ma sensu.Najlepeiej jak Sztukoteka-kiermasze i znajomi.Dobra reklama też swoje zrobi ;)
OdpowiedzUsuńOd razu uprzedzę, że nie prowadzę żadnego sklepu, chociaż o tym myślę. Na razie stoję po stronie rękodzielnika, który chce coś sprzedać. I wydaje mi się, że trzeba też zrozumieć sklep - płaci czynsz, media ZUS, a Ty chcesz żeby za friko brał Twoje rzeczy. Nigdzie tak nie jest. To nie jest tak, że Ty ciężko pracujesz robiąc coś, a oni się obijają i chcą zarobić. Pomyśl w ten sposób. A jeśli mam zastrzeżenia do sklepów stacjonarnych, to raczej takie jak wcześniej ktoś napisał - nie dbają o nie.
UsuńPrzykre ze tak się stało, mam nadzieje ze sprzedasz swoje prace, są bardzo piękne!
OdpowiedzUsuńMiałam przygodę z jedną pracownią florystyczną (czytaj kwiaciarnią) właścicielka miała wielkie wymagania - raczej prawdziwą sztukę chciała a nie rękodzieło. Oglądała moje prace, oglądała, pytała czy może zrobiłabym coś innego, może takiego a takiego, w końcu wzięła i nawet coś tam sprzedała, ale też nie starała się wyeksponować towaru tylko wypełnić najniższe półki, koniec końców przestałam zanosić, bo czułam jakbym się naprzykrzała. Natomiast bardzo lubię kiedy moje rzeczy trafiają do Ali ( U Pani Ali marzenia się spełniają..) Ala zawsze coś mi sprzeda, oczywiście staram się często jej nie zanosić, bo przecież ona sprzedaje tam swoje prace, więc nie chcę zabierać jej klientów.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów na takie traktowanie!!! To, że jednemu średnio sie podoba to nie znaczy, że następnemu nie wpadnie w oko, ale zdjaje się, że Panie z galerii tego nie wiedziały. Co do ceny to faktycznie wszyscy sobie wyobrażaja, że jak w domu zrobione to dla przyjemności a nie dla pieniędzy więc dlaczego ma być drogie? Tym, którym zalezy kupia za normalną cenę, tym, którzy sami nieczego sami nie zrobili to i 5 zł czasem jest za dużo, bo rękodzieło nie jest tak perfekcyjne jak prosukty made in china. jedna koleżanka jak zobaczyła stoper do drzwi, który zrobiłam powiedzial, że tasiemka chyba milimetr krzywo przyszyta... brak słów, pow. jak chcesz idealne to idż do chińskiego! nie zrozumiała!
OdpowiedzUsuńco do sprzedaży to czasem warto pomysleć o jakiś imprezach, najłatwiej przez stowarzyszenie, wtedy koszty wynajmu dzieli sie na wszystkich zainteresowanych. działamw takim stowarzyszeniu, gdy sa jakies imprezy, kolezanki ładuja towar i sie z nim wystawiają, ze sprzedażą bywa różnie, ale zawsze cos zejdzie. jesli jestes ciekawa jak to dziła, wejdż na stronę http://cepeliada.eu/rekodzielo/ może w Twojej okolicy działa coś takiego?
świetny blog ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :)
może obserwacja?
Prowadziłam galerię przez dwa lata... Nie jest to intratny interes, jeśli nie ma się świetnej lokalizacji. Artykuły dekoracyjne to ostatnia potrzeba dla Klienta, bo są priorytety. Klienci raczej wchodzą i się zachwycają, niż kupują, niestety. Stąd też wróciłam na etat przed komputer (o zgrozo). W galerii sprzedawałam prace swoje, innych rękodzielników oraz stylowe dodatki do domu zakupione w hurtowniach. Starałam się mieć rzeczy oryginalne, wyszukane i niebanalne. Najlepiej sprzedawały się drobiazgi zakupione w hurtowniach. Moje prace również, gdyż miały stosunkowo dobrą cenę, bo były z pierwszej ręki. Prace innych - różnie, raczej słabo, bo był tu dodatkowy narzut i stawały się zbyt drogie. Ja również przyjmowałam na zasadach komisu. Sprzedaż takich przedmiotów zbyt długo rozciąga się w czasie, żeby galeria mogła pozwolić sobie na zakup za gotówkę, chyba że jest to galeria w Kazimierzu albo innej uczęszczanej przez turytów starówce. Także nie jest galeriom wcale łatwo. Natomiast uważam, że jeśli galeria bierze w komis i upycha coś w kącie to jest to wielce niestosowne. Być może prace nie do końca się właścicielowi galerii podobają i nie są według niego zbyt rokujące, ale bierze je na zasadzie "dopchania" sklepu towarem i pokazania Klientowi, że w sklepie jest dużo i różnorodnie. I chyba tylko takie bym na to znalazła wytłumaczenie.... Mimo wszystko dużej sprzedaży wszystkim życzę :)
OdpowiedzUsuńLudzie w Polsce jeszcze nie dorośli do naszych pasji...zrozumiałam to po ostatnim gwiazdkowym jarmarku...
OdpowiedzUsuńcelofan i gotowce rodem z Chin to to co misie lubią najbardziej...przykra prawda...a i jeszcze ta horrendalna cena...
powiem tak, szkoda tłumaczeń jeśli ktoś nie potrafi docenić detalu...
podsumowując i tak podziwiam Cię, że szukasz, mnie bardzo zniechęcają takie komentarze...lub brak poszanowania tego, co robimy,,,Amen
Buziaki:)
Doświadczenia mam podobne,choć gdy robiłam decoupage,to była totalna nowość i wtedy się sprzedawał,niestety ceny po różnych marżach są za wysokie,często natomiast słyszałam pytania znajomych,dlaczego nie można nigdzie kupić takich cudeniek-no właśnie dlatego...pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńBardzo przydatne informacje buziaki ślę Marii a o doświadczeniach już pisałam po prostu jedna baba drugiej babie
OdpowiedzUsuńZa bardzo trzęsę się ze strachu, żeby wejść do jakiejś galerii, dlatego bardzo Cię podziwiam. Szkoda, że takie niemiłe doświadczenia miałaś, życzę na przyszłość lepszych :-)
OdpowiedzUsuńGłowa do góry :-) Jak znajdzie się prawdziwy koneser sztuki to Tak wyceni Twoją sztukę, że kapcie spadną :-) Powodzenia! :-)
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenia w tej materii raczej marne :), ale bardzo podoba mi się Twój cykl, a komentarze pozwalają spojrzeć na problem z różnej strony.
OdpowiedzUsuńNiestety Gosiu tak to już jest w naszym kraju, że nie ceni się sztuki i rękodzieła. Chyba tylko w Warszawie czy Krakowie jest jeszcze szansa na współpracę z galeriami, chociaż pewnie też trzeba mieć szczęście gdzie się trafi. Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńTwoje doświadczenia nie są dla mnie zaskoczeniem. Zarabianie na rękodziele to bardzo trudna rzecz. Ale za to przyjemność wykonywania - jedyna w swoim rodzaju :)
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy kiedyś na pewno ktoś je doceni.
OdpowiedzUsuńZ galeriami jest jeszcze jeden problem. Jeśli mieszczą się dalej (od miejsca zamieszkania) to nie można szybko sprawdzić czy towar się sprzedał. I niestety moje doświadczenie w tej materii takie, że trzeba sprawdzać osobiście galerie (albo prosić rodzinę, znajomych itp.). Czy nasze rzeczy są na półkach. Kilkakrotnie okazywało się, że rzeczy dawno sprzedane, a kasy ani widu ani słychu...
OdpowiedzUsuńTeraz oddaję w zaprzyjaźnionym punkcie swoje pracki i jestem zadowolona. Zero narzutu, tylko od czasu do czasu coś zrobię dla koleżanki w dowód wdzięczności. I ja zadowolona i ona ;)