Od kiedy urodził się Filip nasłuchałam się od nieco starszych mam:" teraz to macie dobrze, nie musicie prać pieluch. A i w pralkę szybko rzeczy wrzucicie, kiedyś to było..."
Trochę pamiętam jak kiedyś to było, mam dwie młodsze siostry, pamiętam naszą starą Franię:) A tak na prawdę, to nie wyobrażam sobie prania tych wszystkich pieluch, teraz to mamy dobrze, są pampersy i nie ma Frań. I teraz matka na wychowawczym nie pierze pieluch tylko bloguje, zajmuje się rękodziełem. No dobra, nie o pieluchach miał być ten post.
Odpuszczanie to trudna sztuka i uczę się tego każdego dnia. Bo tak na prawdę to nie lubię odpuszczać, przecież tyle w dzień jest do zrobienia. Chcę być dobrą matką, żoną, mieć czas na swoje pasje. Chcę mieć czysto w domu, obiad najlepiej z dwóch dań, szczęśliwe i zadbane dziecko, dużo chcę. I tak każdego dnia walczę z codziennością i niestety odkrywam, że często nie jest tak jak chcę. Sprzątam z dzieckiem na rękach albo z dzieckiem pod nogami, mam wyrzuty sumienia, że kolejny raz na obiad jest zupa z mrożonki albo mrożone pyzy, walczę ze zlewem pełnym naczyń, które się nigdy nie kończą. Chyba czas w końcu pomyśleć o zmywarce. Bałagan też nigdy się nie kończy, już mój synek się o skutecznie stara. Pies spogląda na mnie smutnym wzrokiem z nad pustych misek...
Po takim szalonym dniu wieczorem padam. A jeszcze chciałabym książkę przeczytać, może jakiś dobry film zobaczyć, w końcu pracownię odwiedzić. Dużo bym chciała, tylko sił brakuje i czasu. Nie pozostaje nic innego jak zacząć odpuszczać. Świat się nie zawali jak trochę naczyń w zlewie zostanie, a dzisiaj na obiad będzie właśnie zupa z mrożonki i pyzy.
Kiedyś pisałam, że można pogodzić macierzyństwo ze swoimi pasjami. I dalej tak uważam, chociaż nie jest łatwo. Można, tylko trzeba nauczyć się odpuszczać:)
mądrze napisane, wytrwałości w odpuszczaniu :-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa odpuszczam, wiele razy, z tym nie mam proble,u, ale gorzej z późniejszymi wyrzutami sumienia....Buziaki!
OdpowiedzUsuńSama prawda, Gosiu, bez względu na to, czy mamy małe dzieci czy duże. Ja też jadam mrożonki albo kupowane pierogi, cały tydzień nie mam czasu umyć podłogi itd...itd....I niestety, nie zawsze mam w domu taki porządek jak na zdjęciach. Bywa, że nie czeszę się przez cały dzień. ;) Nie przejmuj się, Kochana, wszystkie tak mamy...I odpuszczaj, ale bez wyrzutów sumienia. :) Buziaki serdeczne. :)
OdpowiedzUsuńWitam, u mnie to samo odpuszczam trójka dzieci w tym jedno ząbkujące i pies, który teraz latem uwielbia kopać dziury kłaść się w nie a gdy umyje podłogę wejść do domu i sprawdzić czy ładnie wygląda otrzepując dookoła piach ze swojej sierści a jest to wilczur - wieczna piaskownica w domu.
OdpowiedzUsuńSmyki mają wolne od przedszkola i cały czas coś chcą - więc wczoraj obiad prawie połączony z kolacją bo o 16 ale niestety nie wyrobiłam się.
Za dwa miesiące do pracy wracam i boję się że totalnie tego nie ogarnę.
Może to źle zabrzmi ale ciesze się że nie jestem sama w tym odpuszczaniu i :)
Bo ostatnio to mnie depresja dopadała że u mnie wieczny bałagan i pranie na linkach i sterta do prasowania i tak bym mogła wymieniać dalaj ... lista rzeczy "TO DO" dłuższa z dnia na dzień.
A jeżeli chodzi o to jak było kiedyś ludzie przede wszystkim byli mniej zabiegani :)
Pozdrawiam serdecznie:)
Masz rację, czasami trzeba odpuścić. I nawet wtedy, gdy nie jest się mamą, nie trzeba być idealną :)
OdpowiedzUsuńGosiu chyba większość mam tak ma, chciałoby się wiele a nie zawsze wychodzi to w takiej ilości jak zaplanujemy i nie zawsze efekt jest na 5plus. Ja mam o tyle już spokój że dzieciaki trochę odchowane ale idzie wrzesień najmłodsze dziecie będzie w 1klasie wiec masę czasu będzie trzeba mu poświęcić w pracach domowych. Starszy niby 5klasa ale ile razy słyszę mama jak to zrobić, mama pomożesz i tak wkoło. Niedawno zastanawiałam się nad trzecim dzieckiem bo to było moje marzenie ale chyba nie dałabym rady, teraz muszę wiele rzeczy odkładać na później a co by było z niemowlakiem. Codziennie sobie obiecuję że zacznę ogarniać dom przed pójściem spać i co mi z tego wychodzi?-ano nic bo wieczorem padam na pysk a rano wstaje i bałagan wkoło. W pracy niby ciężko się nie narobię i te 4 godz mi szybko zlecą jednak jak wracam do domu i widzę stos naczyń które trzeba umyć już mi się nic nie chce-tak samo jak Ty mówię sobie że najwyższy czas na zmywarkę jednak u mnie to odpada bo nie mam na nią miejsca. Przygotowanie obiadu to też czasem wyczyn bo przecież nie zrobisz go w pół godz, więc stoję w garach i bluzgam. Odpuszczam sobie już od dawna prasowanie-koleżanka nauczyła mnie jak to robić beż użycia żelazka i tu mam dla siebie chwilę i na swoje robótki. I tak myślę pisząc to teraz że tak to już będzie chyba zawsze bo nikt nie jest idealny, znam ludzi którzy nie mają dzieci w domu a mają bałagan i się nie przejmują więc my mamy pracujące, blogujące i do tego pasjonatki w rękodziele nie powinnyśmy się zamęczać aby zadowolić innych ale żyć tak jak nam to odpowiada.:-) A teraz zamiast zabierać się za obiad idę zrobić sobie kawę bo foto zamieszczone u Ciebie mnie zachęciło na nią i skorzystam z ciszy jaka mam chwilowo w domku:-) Pozdrawiam serdecznie:-);-)
OdpowiedzUsuńTo jest taki czas. On minie... Chyba najtrudniejsze jest znalezienie równowagi - a kiedy trzeba, wybieranie tego, co najważniejsze. A w tym czasie jednak najważniejsze jest wychowywanie dziecka/dzieci. Które potrzebują mamy pełnej miłości i rzecz jasna w miarę zdolnej do cierpliwości... To "bycie dla" dzieci jest rzecz jasna wyczerpujące, no ale w sumie na tym właśńie polega bycie rodzicami. Tak ja to sobie tłumaczę. Trzeba być konsekwentnym: czyli skoro mamy dzieci to trzeba im dawać to czego potrzebują (niekoniecznie zaś to, co nam sie wydaje, że potrzebują), a najbardzije potrebują naszego czasu :)
OdpowiedzUsuńAle jak podrosną to z ochota pomagają w domu i nawet nieźle zmywają :)
Pozdrawiam serdecznie :)
ha ha ha, jakbyś to o mnie napisała, tylko że z dwójką małych dzieci jest jeszcze bardziej przerąbane :) ja wieczorem wchodze do pokoju, patrze na ten wszędobylski bałagan, zabawki w każdym kącie, rozsypane chrupki na podłodze, upaćkane meble, ściany, telewizor.. ręce mi opadają, odwracam się na pięcie i idę pod prysznic :) odpuszczam, bo inaczej chyba bym się zajechała ;) przyjdzie w końcu taki czas, taki moment, że kiedyś to wszystko posprzątam :) a na razie się tym nie przejmuje ;)
OdpowiedzUsuńOj kochana Gosiu jak czytam Twój wpis to tak jakbym widziała siebie w dniu codziennym....Ja nauczyłam się odpuszczać...naczynia zalegają od wczoraj w zlewie...też mi się marzy zmywarka...bo ona dużo nam "Paniom domu" da wolnego czasu...Też mam wyrzuty sumienia,że jest brak czasu na pogadanie ze starszym synem,na zabawę z młodszym bo akurat wena twórcza mnie dopadła i wtedy nic się nie liczy tylko moja pasja...A i na obiad zawsze chcę zrobić coś idealnego z dwóch dań...ale bywa tak,że często tak jak u ciebie są pyzy tak u mnie są frytki i smażona kiełbasa...Dzisiaj mam ogórkową bo najszybciej ją zrobić...Przecież jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo sobie odpuszczać,mamy prawo do bałaganu do zaserwowania zwykłego,prostego obiadu....mamy prawo do własnych potrzeb...i właśnie zamiast teraz gotować zupę siedzę na blogu.. w tle słyszę marudzenie dzieciaków ale właśnie teraz mam chęć na blogowanie i to wcale nie oznacza,że jestem złą matką(uodparniam dzieci na życie hi,hi) ...Gosiu nie ma co się przejmować życiem codziennym tylko czasami sobie odpuścić.... Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane :) ja też nauczyłam się odpuszczać chociaż nie było łatwo :) i teraz jakoś na wszystko znajdę czas :) chociaż mój dzień kończy się o 1-2 w nocy ale co tam kiedyś się wyśpię :))
OdpowiedzUsuńto co napisałaś to najprawdziwsza prawda, a ja bym jeszcze dodała, że sami się nakręcamy tym ciągłym pędem :) ja się muszę nauczyć tej trudnej sztuki odpuszczania :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żebyście spędzali czas razem a sprzątanie to może poczekać:)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia, Ania.
Święte słowa. Z czasmem się tego nauczysz. Trochę pocierpisz, bo pewne przyzwyczajenia, założenia ma każdy. Pamiętam, jak nie było dzieci. Mieszkanie wyglancowane, koszule męża poprasowane, każda na oddzielnym wieszaku, w wazonie zawsze świeże kwiaty. Pojawiły się bliźniaki a wraz z nimi sajgon. Praca, dom, mąż na szkoleniach, dzieciaki spragnione, gary, pralka, zakupy, obiad. Początkowo mnie to przytłaczało ale z czasem nauczyłam się odpuszczać. Lekko nie było ale się udało.
OdpowiedzUsuńRewelacyjny post, sama prawda!
OdpowiedzUsuńW mojej studni na wsi było pół metra wody, nie było wodociągu, więc prałam w rękach, bo do Frani było zbyt mało wody!
OdpowiedzUsuńDwa dni po obronie magisterium poszłam do pracy, Konrad miał wówczas rok. Do szkoły chodziłam na piechotę przez pola, 2,5 km w jedną stronę. Gdy Konrad miał 7 lat, a Kamil 3 lata zostałam dyrektorem ośmioklasowej szkoły, w której nie było nawet maszyny do pisania, a na telewizor i video musieliśmy zarobić organizowaniem wiejskich zabaw. Miałam wtedy 30 lat i mogłam góry przenosić. Wszystko da się pogodzić, jeśli człowiek kocha to co robi.Trzymaj się Gosiu, dasz radę, na pewno, z całego serca Ci tego życzę.
Pięknie o tym napisałaś... Moc uściskow
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo cierpliwości i spokoju ;)
OdpowiedzUsuńCzasami warto odpuścić...
Kto jak kto ale my kobitki ze wszystkim sobie dajemy rade! :)
Ja mam dwie córki, wodę ciągnęło się ze studni i prało we frani. Jakoś znajdywałam czas na moje przyjemności. Jak się chce, zawsze można tak sobie dzień zaplanować, aby było ok. Nic się nie przejmuj, głupimi gadaniami kobiet "po przejściach".
OdpowiedzUsuńKiedyś były inne czasy, spokojniejsze, a często była pomoc zarówno rodzinna jak i sąsiedzka. Teraz jest znacznie szybsze życie, nie ma tamtych czynności za to są inne, które pochłaniają czas. Ja też coraz częściej muszę odpuszczać. Inaczej padłabym na twarz. Od 15 miesięcy nie przespałam nocy, a najczęściej pobudka co godzinę, dwie. Zaczęło mi się robić słabo ze zmęczenia więc nie było wyjścia. Musiałam. Zamiast ugotować obiad czy posprzątać kładę się w dzień na godzinę albo dwie. Owszem, robię sobie wyrzuty ale też staram się sobie tłumaczyć i nauczyć się myśleć o sobie, bo jak mnie zabraknie to wtedy dom, rodzina, dziecko bardziej ucierpią, niż gdy teraz po prostu czegoś nie wykonam, odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNo tak trudno to wszystko czasami połączyć i dać sobie radę ze wszystkim! Mam troje dzieci i coś o tym wiem.
OdpowiedzUsuńWitam :) Zapraszam po wyróżnienie http://zaczarowanypapier.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńKażda z nas przez to przechodzi, rozumiem Cię doskonale. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba odpuścić. Pomyśl sobie, że to czas przejściowy :) Dzieci rosną, cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńDobrego dnia :)
Oj, prawda, prawda... Dobrze Cię Gosiu rozumiem! Trzeba się nauczyć odpuszczać i trzeba się nauczyć nie dokładać sobie nowych rzeczy. Ja mam takie pomysły, tyle bym chciała a dnia się nie da rozciągnąć, dwójka dzieci z mężem czekają, dom i ogród czekają, pasje czekają. A że te ostatnie potrafią się mnożyć u mnie na potęgę, to muszę się nauczyć i je odpuszczać (nie wszystkie oczywiście i tylko chwilowo:)) Na wszystko jest czas i miejsce. Teraz jest czas dzieci i domu, potem będzie pracy, dzieci i domu, a za kilka lat zatęsknimy za ciągłym "Mamo, mamo" i wtedy powrócą ciutkę zaniedbane pasje:) Cieszmy się z tego, co mamy tu i teraz! Pozdrawiam, Gosia.
OdpowiedzUsuńSłowo, którym zatytułowałaś posta w moim słowniku do niedawna nie funkcjonowało. Przyszedł jednak taki moment w moim życiu, że przez ciągłe kontrolowanie czułam, że cały świat siedzi mi na głowie, dosłownie. A kiedy poczułam się tak źle, że musiałam jechać do szpitala na dyżur, to był już zenit i szczyt góry w jednym. Teraz odpuszczanie to moje hasło naczelne. Kto nie wierzy, niech spróbuje, oby nie pod przymusem. Żyje się zdecydowanie lepiej.
OdpowiedzUsuńZlewu z naczyniami nie widziałam ale posty czytam więc tak sobie myślę, że jednak świetnie sobie radzisz i potrafisz podzielić czas między dom a pasje. A że masz wyrzuty sumienia czasem to pewnie oznacza, że jesteś perfekcjonistką i chciałabyś wszystko mieć najładniej i najlepiej. Ale przecież jeśli Ty i Twoja rodzina jesteście szczęśliwi to to najlepszy dowód na to, że potrafisz wszystko pogodzić. A naczyniami się nie martw.
OdpowiedzUsuńKawka świetna, papa
Oj kochana... temat rzeka... Ja natenprzykład mam zmywarkę, którą obsługuje mój mąż (zresztą całą kuchnię ;), zakupiłam suszarkę bębnową- nie trzeba prasować nic oprócz koszul do pracy. Ostatnio poszłam o krok dalej i zagościła w domu roomba! I co? I to, że zapierniczam dwa razy więcej żeby na to wszystko zarobić ;-))))
OdpowiedzUsuńA tak serio każdy z tych sprzętów wart jest swojej ceny. A w odkurzaczu, to zakochana jestem i twierdzę, że Nobla powinien dostać wynalazca.
Ciężko jest pogodzić macierzyństwo z pasjami, ale da się! Powiem więcej, mamy powinny mieć odskocznię od codzienności, rozwijać się i mieć coś swojego. Mamy wtedy taki zawór bezpieczeństwa. A posiłki? W moim przypadku gonię całą rodzinkę do przygotowania posiłków, zwłaszcza przed gorącymi okresami kiedy jarmarki się zbliżają. I jakoś to leci ;)
Jak tu u Ciebie przytulnie!
OdpowiedzUsuńPiękne prace i świetne teksty :)
Coś kosztem czegoś. Ja teraz siedzę i bloguję, a pranie czeka na powieszenie. A facet wróci zmęczony i myśli że pachniałyśmy :) :D
OdpowiedzUsuń