Poprzedni wpis był z jednej strony z przymrużeniem oka, ale z drugiej był jak najbardziej prawdziwy. Szczególnie punkt drugi i czwarty. Inne można potraktować właśnie z przymrużeniem oka. Albo dwóch:) Nie łatwe jest życie pisarza, oj nie łatwe. Ale ja dzisiaj nie o tym.
Pióro zamieniłam na pędzel, bo pomagać trzeba.
I cieszę się, że czasami to moje malowanie na coś się przydaje, że może chociaż trochę komuś pomóc.
Mój syn w tych przedświątecznych dniach ma w swojej szkole kiermasz charytatywny. Zbierają na rehabilitację dla chłopca, a tych pieniążków trochę trzeba, bo aż 200 tysięcy. Każda złotówka na wagę złota, wiadomo. Dlatego to wydarzenie zmotywowało mnie, żeby wyciągnąć farby i do dzieła. Te prace dziś powędrowały do szkoły, a z nimi siatka babeczek. Niech się sprzedają, niech radość komuś dają, niech pomagają:)
Wspaniale, że pomagacie. Cudne plasterki Gosiu. Moim faworytem jest ten z motylkami i globusem. Radosnych świąt, wszystkiego dobrego dla Was.
OdpowiedzUsuńPiękne, masz wielki talent!
OdpowiedzUsuńJak zwykle fantastyczne!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Książkowy Las Anki
U Ciebie jak zawsze wszystko fantastyczne i piękne:)
OdpowiedzUsuńA ja tradycjonalistka, dla mnie ten z zajączkiem plasterek typowo wielkanocny i z tym świętem mi się kojarzy. Super że pomagasz synowi w aukcjach charytatywnych, wszak nie samymi książkami człowiek żyje .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam